Dziecię moje uwielbia swoje świnki, towarzyszą jej wszędzie w różnych przygodach.
Wiadomo, filc jest filcem i swoją żywotność ma. Mimo, że świnki sfatygowane - dalej ukochane.
Matka się zlitowała i na swoje nieszczęście powiedziała na głos przy dziecku:
" Przydałoby się zrobić nowe świnki i może samochód".
Ledwo to wypowiedziała, pożałowała. Dziecię szybko podchwyciło temat świnek i tak mama miała wyjęte dwa popołudnia i wieczory z życiorysu szyjąc owe świnki. Myślicie, że to było takie tam szycie dla przyjemności? Nic bardziej mylnego! ;) Wieczorami, było przyjemne, ale przez dzień pilnował mnie mały nadzorca ( żeby nie powiedzieć tyranik). Grzecznie ślęczała na krzesełku obok i pytała niewinnie kiedy skończę :)
Uff, udało się- mała zadowolona i mama szczęśliwa. Nagrodą dla mnie był uśmiech dziecka z samego rana, gdy ujrzała świnki. Najpierw lekkie zdumienie na buzi, a potem euforia.
Słowa mówią same za siebie - moje dziecię powiedziało:
" Kocham Cię mamo! Kocham te świnki! Nikomu ich nie dam! Są fantastyczne! "
Zatem proszę Państwa oto szanowna rodzina różowych świnek i ich samochodzik :
CUDO I REWELACJA!!!!!!!!!!!!!mAMCIA NIECH SŁOW RZUCONYCH NIE ŻAŁUJE BO BYŁO WARTO:)
OdpowiedzUsuńOj Kasiu, było warto :) Jednak chwilowo muszę odpocząć od filcu :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńŚwietne szczególnie samochód .Ojj matka kawał dobrej roboty żeś odwaliła :o)
OdpowiedzUsuń